Jak Wam się podoba weekend z osiemnastoma kierowcami w stawce? Ze sportowego punktu widzenia zniknięcie Caterhama i Marussi pewnie wywarło znikome wrażenie na statystycznym kibicu, bo kogo obchodzi beznadziejna walka zielonego samochodu z czerwonym o przedostatnie miejsce? Ich brak raczej nie osłabia widowiska. Jednak po pierwsze brakuje mi pracujących w tych ekipach porządnych ludzi świata wyścigów (OK, nie wszyscy tacy byli, ale większość), a po drugie absencja dwóch zespołów jest bardzo poważnym ostrzeżeniem dla całej Formuły 1. Model biznesowy tego sportu jest chory i niewydolny, a kolejne ofiary są tylko kwestią czasu.

System podziału zysków generowanych przez wyścigowe mistrzostwa świata jest niesprawiedliwy i sprzyja podziałom. To chyba jedyna dyscyplina na świecie, w której główni aktorzy widowiska, czyli zespoły, dostają do podziału zaledwie 50% ogólnych dochodów ze sprzedaży praw komercyjnych. I tak jest nieźle, bo w ramach obowiązującego w latach 1998-2007 Porozumienia Concorde było to zaledwie 23%. Na szczęście niektóre zespoły potrafiły wtedy zająć wspólne stanowisko i grożąc odejściem oraz utworzeniem konkurencyjnej serii wynegocjowały zmianę warunków.

Cóż jednak z tego, skoro 68% trafia do pięciu największych zespołów (do tego Ferrari otrzymuje swoją unikalną „premię za zasługi” w wysokości około 60 milionów dolarów rocznie)? Do tego zespoły z tak zwanej „puli mistrzostw świata konstruktorów” (teoretycznie te, które zdobywały zespołowe tytuły, ale nie wiedzieć czemu wliczono do tego grona Mercedesa, pomijając za to ekipę z Enstone) dostają osobne premie od Berniego Ecclestone’a (spoza puli 50%), zatem w przypadku Red Bulla, McLarena, Mercedesa, Williamsa i przede wszystkim Ferrari do kieszeni trafiają grube miliony za samo istnienie i pojawianie się na wyścigach. Scuderia z tego tytułu zgarnia prawie 100 milionów dolarów za sezon, czyli tyle, ile ekipę ze środka stawki kosztuje roczne utrzymanie się w sporcie.

Reszta musi zarabiać na torze. Premie są wypłacane na podstawie wyników, zatem najwięcej ponownie zgarniają uprzywilejowani. Do tego wspomniana wyżej piątka, uzupełniona Lotusem – jako najwyżej sklasyfikowaną ekipą w poprzednim sezonie – zasiada w Grupie Strategicznej F1, która obmyśla koncepcje dotyczące przepisów. Mniejsze zespoły nie mają w niej swoich przedstawicieli i nikt nie dba o ich interesy.

Grube ryby do tego bezwzględnie wykorzystują lepszą pozycję negocjacyjną i „podbierają” sponsorów maluczkim, oferując korzystniejsze pakiety – nie tylko dzięki lepszej ekspozycji, ale też mogą zaproponować niższe stawki, odbijając sobie różnicę w wartości kontraktu reklamowego dzięki pieniądzom od FOM.

Podsumowując: największe zespoły mają najwięcej pieniędzy i za dużo władzy. Blokują wszystkie pomysły zmierzające w stronę ograniczenia kosztów. Owszem, narzucenie maksymalnego limitu wydatków na sezon trochę kłóci się z ideą Formuły 1 i może być trudne lub nawet niemożliwe do wyegzekwowania, ale nie można bezczynnie patrzeć, jak mniejsze zespoły się wykrwawiają.

Caterham, Marussia i nieistniejąca już od prawie dwóch lat ekipa HRT wchodziły do F1 na fali pomysłu Maksa Mosleya o wprowadzeniu dwóch „lig”: otwartej oraz „ekonomicznej”, w której zespoły w zamian za dobrowolne ograniczenie wydatków do równowartości 40 milionów funtów za sezon (około 60 milionów dolarów), wyłączając m.in. pensje kierowców, mogłyby korzystać z pewnych ulg w regulaminie technicznym. Ta koncepcja miała swoje fundamentalne wady ideologiczne i ostatecznie nie weszła w życie, ale trzy małe zespoły i tak rozpoczęły przygodę z F1. W sumie jestem pozytywnie zaskoczony, że wytrzymały tak długo…

Co dalej? Podczas piątkowej konferencji prasowej FIA przedstawiciele Force India, Saubera i Lotusa głośno mówili o potrzebach zmian, obrazowo porównując swoją sytuację do uprzywilejowanych ekip, które stoją na stanowisku, że zespół powinien móc wydawać tyle, na ile jest w stanie sobie pozwolić.

– Jeśli jesteś właścicielem zespołu, to wystawiasz czeki, a jeśli prowadzisz zespół, to sam odbierasz czeki – mówił Vijay Mallya pod adresem także obecnych na konferencji Toto Wolffa i Erica Boulliera. – Dlatego nasze opinie zawsze będą się różniły. Nie zgadzam się z Toto, który mówi, że narzucenie limitu wydatków spowoduje zwolnienia w dużych zespołach. To samo dotyczy małych zespołów, które po prostu znikną.

Słabość argumentu Wolffa obnażył też jeden z najlepszych dziennikarzy specjalizujących się w zagadnieniach biznesowych F1. Dieter Rencken zwrócił uwagę na fakt, że zwolnieni przez duże zespoły pracownicy mogą znaleźć zatrudnienie w mniejszych, które miałyby większą szansę na przetrwanie. Trudno się z tym nie zgodzić – ani Wolff, ani Boullier nie potrafili logicznie tego skomentować.

Liczone w setkach milionów (dolarów, euro, funtów, czegokolwiek…) roczne budżety zespołów Formuły 1 trafnie skomentował też Gerard Lopez. – Jeśli wziąłbym zespół GP2 albo samochód GP2 i wystawił go na tym torze, to wcale bym się nie ośmieszył – mówi właściciel Lotusa. – Traciłby kilka sekund: cztery, pięć, sześć, może siedem. Roczny budżet całego zespołu GP2 to 4 miliony euro. Czy my jesteśmy aż o tyle lepsi? O tyle, żeby usprawiedliwić wydatek rzędu 300 milionów euro na jazdę szybszą o sześć sekund? Nie. Nie jesteśmy 300 milionów razy lepsi, porównując czołowe zespoły F1 z ekipami GP2. To żałosne, jeśli ktoś mówi, że trzeba ponosić takie wydatki, żeby uzyskać takie osiągi. To oznacza, że jesteśmy najgorszymi menedżerami świata.

Biznesmen z Luksemburga w odpowiedzi na stwierdzenia „uprzywilejowanych” o tym, że nie da się narzucić limitu wydatków – wszak ekipy mają różne struktury i niektóre zlecenia mogą realizować w ramach firm-sióstr czy córek, w sposób niemożliwy do wykrycia – zdążył już rzucić inny pomysł. – Nie trzeba mierzyć limitu w dolarach, euro czy funtach – mówi Lopez. – Można narzucić wykorzystanie tunelu aerodynamicznego, liczbę poprawek i nowych pakietów w trakcie sezonu i tak dalej.

Grupa Strategiczna z najbogatszymi zespołami w składzie przygotowuje pomysły, które mogą zaoszczędzić grosze – jak na przykład zakaz stosowania koców grzewczych. To jak przepisanie syropu na kaszel człowiekowi potrąconemu przez samochód. Dlaczego nikt jeszcze nie wpadł na pomysł zamrożenia specyfikacji samochodu w trakcie weekendu, żeby wyeliminować wyścig zbrojeń i przywożenie nowych części na ostatnią chwilę? Z kolei zakaz testów miał pomóc biedniejszym ekipom, ale bogaci nadal wydają swoje miliony na symulacje komputerowe i urządzenia, o których koniec stawki może co najwyżej pomarzyć.

Teraz pojawiają się jeszcze pomysły zniesienia zamrożenia rozwoju jednostek napędowych. W tegorocznych budżetach silniki to około 28 milionów dolarów. Force India dopiero w miniony poniedziałek uregulowała ostatnią spłatę Mercedesowi i otrzymała piąty komplet jednostek napędowych. Gdyby nie przelew w wysokości 6 milionów euro, to w Austin mielibyśmy 16 samochodów.

Uważam, że w Formule 1 brakuje silnych rządów twardej ręki: takiego dyktatora od strony przepisów, jak Bernie od strony komercyjnej. Teraz uprzywilejowana grupa zespołów ma za dużo do powiedzenia, a w najważniejszych kwestiach dotyczących zmian w regulaminach często potrzebna jest jednomyślność – a wśród zespołów F1 to zjawisko rzadsze niż Yeti.

Co jeszcze z planem wystawiania trzeciego samochodu przez wybrane zespoły, na początek Red Bulla, Ferrari i McLarena? To doraźne leczenie skutków, a nie przyczyn. Tym razem pacjentowi przejechanemu przez samochód proponujemy plasterek i wodę utlenioną. Temu tematowi przyjrzymy się jeszcze w najbliższych dniach. Zauważcie tylko na początek, że trzeci samochód będzie kosztował Ferrari jakieś 20-25 milionów rocznie, za to pod nieobecność Marussi i prawdopodobnie Saubera włoski producent straci dwóch klientów, którzy – z opóźnieniem, ale zawsze – płacili za dostawy ich jednostek napędowych.

A Wy jak oceniacie obecną sytuację biznesową w Formule 1? Uważacie, że lepiej mieć po trzy Ferrari, Red Bulle czy Mercedesy niż jedenaście różnych zespołów? Poniżej czekam na Wasze wypowiedzi, podyskutujmy o kryzysie w naszym ukochanym sporcie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here